Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk
Sobota, 12 października 2013

Jesień złotem stoi. Złotem! Nie szarością.

Tak się składa, że czasy świetności okresu letniego mamy już dawno za sobą. Ameryki tym nie odkryłem, wiem, ale nietrudno zauważyć, że malkontenci narzekający na pory roku przerzucili się z marudzenia o upałach, na wieczne narzekanie na "poranne zimno, szarugę i że w ogóle wstawać się nie chce". No mili moi, z takim podejściem do życia najpierw powiesicie swój entuzjazm, następnie zdrowie fizyczne, psychiczne, a na końcu siebie. Tak nie można, to nie przystoi!

Po pierwsze: zimno. Owszem, jest zimno, ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, bo przecież w marcu temperatury rzędu 10 stopni to odczuwalny komfort termiczny, a te same 10 stopni w okresie wczesnojesiennym (przy mniejszej wszakże wilgotności!) to już mróz nie do przeżycia. Z tym nie dyskutuję, faktycznie można ten chłód odczuwać, ale warto pamiętać o powyższym porównaniu i psychologicznie nastawić się na to, że przecież do klimatu Alaski jeszcze nam daleko ;)

Po drugie: jaka szaruga?! Wczesną jesienią? Wypadałoby się zastanowić, jak można głosić tak bzdurne zdanie, klepać je, powtarzać, gruntować w swojej świadomości wbrew zdrowemu rozsądkowi i pewnym niezaprzeczalnym faktom: że przecież jesień jest kolorowa! Fakt, nie są to kolory soczystej zieleni, ale równie soczysta czerwień, jaskrawa żółć i subtelne złoto to także kolory ciepłe, niesamowicie przyjemne dla oczu, no i świetnie komponujące się z jesiennymi wiatrami. Szaruga na dworze wynika jedynie z faktu wcześniejszego zachodu słońca i późniejszego jego wschodu. Czy to wada? W pewnym sensie tak - naturalne światło zawsze jest dla organizmów żywych lepsze, niż światło sztuczne. Ale wystarczy wyjść też na miasto by stwierdzić, że lepszej aury na spacery, przejażdżki rowerowe, czy chociażby siedzenie na ławce w parku w całym roku nie ma i nie będzie. Kolory wiosny to krwawa posoka lejąca się z liści drzew i tylnych świateł aut, a także wysublimowana żółć rozmywająca ten drastyczny pomost, tę przepaść, ten okrutny kontrast pomiędzy czerwienią, a szarością budynków, dróg i chodników.

Tym bardziej zastanawiająca była dzisiejsza pustka na chodnikach, ścieżkach rowerowych, nad zalewem wrzesińskim... Miejsca, które powinny tętnić życiem, wszystkie wrzesińskie parki, deptaki - świeciły pustką. Dlaczego? Fakt, dziś wiatr (a raczej: mały huragan) był dość dokuczliwy, ale rozwiewając swobodnie i chaotycznie liście we wszystkich kierunkach, nadawał każdemu skrawkowi krajobrazu aurę tajemniczości. Taki krajobraz do nostalgii i do horroru. Ale zdecydowanie nie nadający się do scen miłosnych.

Korzystałem na całego, podziwiałem, wdychałem to cudowne powietrze i nie miałem go z kim dzielić. A to trochę smutne. Swobodnie zrobione 30,2 km w ramach wieczornego, wczesnojesiennego spaceru uważam - podobnie, jak każdy poprzedni taki rowerowy spacer - za mega udany i na pewno na swój sposób niepowtarzalny. Lubię jesień. Może nawet bardziej, niż lato.






Blogi rowerowe na www.bikestats.pl