Poniedziałek, 31 marca 2014
Nowy-stary rumak, czyli jak odkryć swój rower na nowo.
Powiadają, że czas jest pojęciem względnym. Powiadają tak - i rację mają.
3 tygodnie - ile to jest dla Ciebie, kimkolwiek jesteś?
Wiedz, że masz prawo odpowiedzieć mi teraz, zupełnie słusznie: "głupie pytanie". Zaiste, głupie, nierozsądne, nieprzemyślane. Czas jest naprawdę niezdefiniowanym pojęciem, a opisanie indywidualnych odczuć w odbiorze jego upływu jest jak ustalenie, która w moich połówek ciała w przekroju pionowym jest brzydsza - lewa czy prawa? Albo której mordy na obradach sejmu nienawidzę najbardziej...
Nowy-stary rower - i może. Ja starszy, to i też mogę więcej.
Dobra, dość zwyczajowego pieprzenia w bambus, albowiem w dygresję wpadłem, niczym dzik w lebiodę. Dawno mnie tu nie było. Zbyt dawno - a ja to tak właśnie odczuwam. Całe trzy tygodnie odcięty byłem od rowerowego światka, z powodu nawału wszelakich innych prac i obowiązków. Poniekąd dobrze, że część z tego czasu pogoda zaklepała sobie na małe szaleństwo, objawiające się gwałtownymi wiatrami i deszczami, wszak przez to upływ czasu dla mnie nie był aż tak dotkliwy, jakby mógł być, zwłaszcza w porze, w której wiosna spycha zimę z piedestału i zaczyna niepodzielnie panować w środowisku.
Był to także dla mnie czas przygotowania do nadchodzącego sezonu. No dobra, źle to ująłem, przecież na przełomie 2013 i 2014 roku zima nas rozpieszczała i w zasadzie sezonu 2013 oficjalnie nie zakończyłem jeżdżąc nawet w święta bożego narodzenia, ale jeśli mamy już się bawić w te ceregiele to niech będzie - obecnie rozpocząłem sezon rowerowy 2014 z Meridą moją po gruntownym liftingu. Peelingi, manicure, a nawet przeszczepy i poważne, wielonarządowe operacje. Wszystko wykonane moimi niezdarnymi rękoma prezentuje się teraz następująco:
Rama i amortyzacja:
Napęd:
Koła:
Komponenty:
Zmiany są i choć w zasadzie wizualnie nic się nie rzuca w oczy (poza sztućcem), to różnica w działaniu i jakości jazdy jest znaczna - rzecz jasna na plus. Częściowo dzięki wymianie już mocno zużytych części (kasety i łańcucha), częściowo dzięki konserwacji elementów ruchomych (czyszczenie i smarowanie łożysk w kołach), ale przede wszystkim dzięki wymianie na nowe i/lub lepsze komponenty (linki, pancerze, pedały, stery, suport...). Co do amortyzatora - nie jest to cud techniki, ale chyba jedyny sensowny nowy wideł, który można jeszcze dostać z piwotami pod hamulce v-brake. Wkurza mnie nawiasem mówiąc trend, który zaobserwować można od jakiegoś roku wśród nowych produktów wszystkich wiodących producentów rowerów i części rowerowych, który dąży do uśmiercenia standardu v-brake na rzecz hamulców tarczowych, które poza bardziej "pro" wyglądem i lepszą modulacją tak naprawdę zwyczajnie kosztują więcej i niepotrzebnie komplikują budowę roweru bez wymiernych korzyści dla kogoś takiego jak ja. Rozumiem, nieocenione właściwości w terenie i skuteczność hamowania na zjazdach z pewnością poprawiają bezpieczeństwo - ale nie wszyscy mieszkają w górach, bądź na pagórkowatych terenach, a i nie wszyscy dzień w dzień taplają się w bagnach, czyż nie? Producenci, mający mnie i mój blog głęboko w poważaniu, apeluję: nie idźcie tą drogą! Utrzymajcie w produkcji porządne rowery i elementy zawieszenia, które będą dawały możliwość instalacji tanich, prostych i dobrych hamulców v-brake. Wyświadczcie mi (i zapewne wielu innym cyklistom) tą drobną przysługę, proszę...
Gadżety w służbie cyklistom, czyli dlaczego warto zdecydować się na niezależnego trackera.
Apele apelami, te mogę rzucać tutaj w ilościach obrzydliwych, choć i tak potraktowane zostaną jak wczorajszy bąk, rzucany na wiatr po dobrej imprezie podczas powrotu do domu. Zapomniałem wspomnieć o jeszcze jednym, istotnym usprawnieniu, a wszystko zaczęło się od przeczytania tego wpisu, opublikowanego przez Bobiko na swoim blogu.
Nie będę się za bardzo rozpisywał w temacie detali technicznych konstrukcji Holuxa GPSport 245, w tym celu radzę wszystkim po prostu przeczytać wyczerpujący, wyżej zalinkowany artykuł, by otrzymać pełną porcję wiedzy na ten temat, okraszoną subiektywnym komentarzem cyklisty-maniaka Bobiko. Chciałbym jednak do tego wszystkiego wtrącić swoje trzy grosze, albo inaczej: zaprezentować swój punkt widzenia. Zwał jak zwał.
(Tak, wiem, folia ochronna na wyświetlaczu wygląda fatalnie, ale póki co pozostanie, bo swoją rolę nadal spełnia)
Do tej pory moim rejestratorem trasy był telefon z androidem. Konkretnie to prywatna Sony Xperia Sola (MT27i), do której na krótkich trasach nie mogłem mieć żadnych zastrzeżeń. Doskonale współpracowała ona z aplikacją Navime (którą nawiasem mówiąc, polecam jako sprawnie działający i dokładny tracker wszystkim cyklistom i biegaczom), nigdy nie będąc przyczyną pogorszonej pracy telefonu. Jakkolwiek jednak, takie rozwiązanie ma swoje wady - odbiorniki GPS w telefonach dokładnością nie powalają, stąd też zarejestrowana trasa często zawierała błędy pozycji, a co za tym idzie - trudne do zaakceptowania przekłamania w pokonanym dystansie, czasie jazdy i średniej prędkości. Najgorzej jednak było na długich trasach - GPS w niepokojącym tempie pożerał zasoby energii baterii telefonu, co naprawdę potrafiło uprzykrzyć życie i skutecznie zepsuć radość z jazdy - a przecież mógłbym aplikację wyłączyć i cieszyć się pokonywanymi kilometrami. Pewnie, przecież sama jazda mnie cieszy, ale podgląd zapisanej trasy tak, by móc do niej w przyszłości wrócić, też jest dla mnie ważny. Holux eliminuje wszystkie niedogodności związane z używaniem telefonu jako rejestratora trasy - jako urządzenie zbudowane niemal wyłącznie do tego celu ma dobrze przemyślany interfejs, którego obsługa nie nastręczy nikomu żadnych problemów (menu jest w języku polskim). Wytrzymała bateria to największa zaleta. Niska waga i kompaktowe rozmiary pozwalają na stabilny montaż urządzenia na mostku (zdjęcie powyżej) bez obawy o to, że przypadkowa wywrotka urządzenie uszkodzi, a także pozwalając na wygodną jego obsługę. Szybko sobie radzi ze znalezieniem pozycji (dosłownie kilkanaście sekund od uruchomienia wystarcza do tego) i pozwala w biegu odczytywać wszystkie najważniejsze parametry jazdy - ja osobiście upodobałem sobie ekran ze wskazaniem obecnej wysokości, z dynamicznym wykazem jej różnicy względem punktu startu. Nieoceniony jest także przycisk pauzy/wznowienia rejestracji, a także przycisk uaktywniający podświetlenie wyświetlacza. Czy warto zainwestować w coś takiego? Jeśli nie jesteś niedzielnym rowerzystą i bardzo lubisz odkrywać nowe ścieżki, a później do nich wracać spędzając przy tym niemało czasu na siodle - zdecydowanie warto. W każdym innym przypadku smartfon + aplikacja rejestrująca, sprawę załatwią w sposób w pełni satysfakcjonujący.
Quo vadis, kalorr?
Powiadają, że mężczyzna powinien w swoim życiu posadzić drzewo, wybudować dom i spłodzić syna (kolejność dowolna, byle drzewa nie posadzić na miejscu, w którym ma później stanąć dom). Powiadają także (a może tylko ja tak powiadam) że mężczyzna, który nie potrafi poradzić sobie z rowerem, będącym naprawdę nieskomplikowanym pojazdem w budowie, przebudowie i serwisowaniu, jest zniewieściałą pi*dą. Albo inaczej: ten, który nawet nie próbuje roweru sam sobie ogarnąć, rzeczoną pi*dą właśnie jest. Podobnie rzecz tyczy się wymiany żarówek, naprawy cieknącego kranu, czy zdolności wykonania podstawowych czynności obsługowych przy aucie, bądź drobnych usprawnień i remontów w domu. To jest właśnie podstawa męskiego DNA (nie mylić z "dnem", złośliwcy :P) i myślę, że ogół rodzaju męskiego (nie mylić z "rurkowo-chłopięcym") się ze mną zgodzi w tej kwestii. Analizując wcześniejsze, mogę nieskromnie dojść do wniosku, że nie jest ze mną chyba jeszcze tak źle, skoro rower jeździ wcale nie gorzej, niż oryginał, a odczuwana satysfakcja z możliwości podziwiania efektów pracy własnych rąk dodatkowo mnie motywuje do planowania kolejnych zmian w przyszłości. Nie wiem jeszcze, jakich - przecież nie od razu Rzym zbudowano... :)
3 tygodnie - ile to jest dla Ciebie, kimkolwiek jesteś?
Wiedz, że masz prawo odpowiedzieć mi teraz, zupełnie słusznie: "głupie pytanie". Zaiste, głupie, nierozsądne, nieprzemyślane. Czas jest naprawdę niezdefiniowanym pojęciem, a opisanie indywidualnych odczuć w odbiorze jego upływu jest jak ustalenie, która w moich połówek ciała w przekroju pionowym jest brzydsza - lewa czy prawa? Albo której mordy na obradach sejmu nienawidzę najbardziej...
Nowy-stary rower - i może. Ja starszy, to i też mogę więcej.
Dobra, dość zwyczajowego pieprzenia w bambus, albowiem w dygresję wpadłem, niczym dzik w lebiodę. Dawno mnie tu nie było. Zbyt dawno - a ja to tak właśnie odczuwam. Całe trzy tygodnie odcięty byłem od rowerowego światka, z powodu nawału wszelakich innych prac i obowiązków. Poniekąd dobrze, że część z tego czasu pogoda zaklepała sobie na małe szaleństwo, objawiające się gwałtownymi wiatrami i deszczami, wszak przez to upływ czasu dla mnie nie był aż tak dotkliwy, jakby mógł być, zwłaszcza w porze, w której wiosna spycha zimę z piedestału i zaczyna niepodzielnie panować w środowisku.
Był to także dla mnie czas przygotowania do nadchodzącego sezonu. No dobra, źle to ująłem, przecież na przełomie 2013 i 2014 roku zima nas rozpieszczała i w zasadzie sezonu 2013 oficjalnie nie zakończyłem jeżdżąc nawet w święta bożego narodzenia, ale jeśli mamy już się bawić w te ceregiele to niech będzie - obecnie rozpocząłem sezon rowerowy 2014 z Meridą moją po gruntownym liftingu. Peelingi, manicure, a nawet przeszczepy i poważne, wielonarządowe operacje. Wszystko wykonane moimi niezdarnymi rękoma prezentuje się teraz następująco:
Rama i amortyzacja:
Rama: | Matts Matts DT-V |
Rozmiar: | 20" |
Kolor: | Black, white, yellow |
Widelec: | |
Stery: |
|
Napęd:
Przełożenia: | 24 |
Przerzutka P/T: | Shimano M190 low 31.8-42/ Acera-X |
Manetka P/T: | Shimano ST-EF51 3/8 |
Korba: | Shimano M131 42-34-24 CG |
Kaseta: | |
Łańcuch: | |
Koła:
Rozmiar kół: | 26” |
Piasta P/T: | Alloy QR/ Shimano RM30-8 |
Obręcze: | Matts V |
Opona P/T: | Merida 26*2.1 |
Komponenty:
Hamulec P/T: | |
Kierownica: | XM Speed CEN R30 620 |
Mostek: | XM Speed CEN 15 |
Siodło: | XM Cross comfort |
Sztyca: | XM Speed D SB20 27.2 |
Pedały: | |
Zmiany są i choć w zasadzie wizualnie nic się nie rzuca w oczy (poza sztućcem), to różnica w działaniu i jakości jazdy jest znaczna - rzecz jasna na plus. Częściowo dzięki wymianie już mocno zużytych części (kasety i łańcucha), częściowo dzięki konserwacji elementów ruchomych (czyszczenie i smarowanie łożysk w kołach), ale przede wszystkim dzięki wymianie na nowe i/lub lepsze komponenty (linki, pancerze, pedały, stery, suport...). Co do amortyzatora - nie jest to cud techniki, ale chyba jedyny sensowny nowy wideł, który można jeszcze dostać z piwotami pod hamulce v-brake. Wkurza mnie nawiasem mówiąc trend, który zaobserwować można od jakiegoś roku wśród nowych produktów wszystkich wiodących producentów rowerów i części rowerowych, który dąży do uśmiercenia standardu v-brake na rzecz hamulców tarczowych, które poza bardziej "pro" wyglądem i lepszą modulacją tak naprawdę zwyczajnie kosztują więcej i niepotrzebnie komplikują budowę roweru bez wymiernych korzyści dla kogoś takiego jak ja. Rozumiem, nieocenione właściwości w terenie i skuteczność hamowania na zjazdach z pewnością poprawiają bezpieczeństwo - ale nie wszyscy mieszkają w górach, bądź na pagórkowatych terenach, a i nie wszyscy dzień w dzień taplają się w bagnach, czyż nie? Producenci, mający mnie i mój blog głęboko w poważaniu, apeluję: nie idźcie tą drogą! Utrzymajcie w produkcji porządne rowery i elementy zawieszenia, które będą dawały możliwość instalacji tanich, prostych i dobrych hamulców v-brake. Wyświadczcie mi (i zapewne wielu innym cyklistom) tą drobną przysługę, proszę...
Gadżety w służbie cyklistom, czyli dlaczego warto zdecydować się na niezależnego trackera.
Apele apelami, te mogę rzucać tutaj w ilościach obrzydliwych, choć i tak potraktowane zostaną jak wczorajszy bąk, rzucany na wiatr po dobrej imprezie podczas powrotu do domu. Zapomniałem wspomnieć o jeszcze jednym, istotnym usprawnieniu, a wszystko zaczęło się od przeczytania tego wpisu, opublikowanego przez Bobiko na swoim blogu.
Nie będę się za bardzo rozpisywał w temacie detali technicznych konstrukcji Holuxa GPSport 245, w tym celu radzę wszystkim po prostu przeczytać wyczerpujący, wyżej zalinkowany artykuł, by otrzymać pełną porcję wiedzy na ten temat, okraszoną subiektywnym komentarzem cyklisty-maniaka Bobiko. Chciałbym jednak do tego wszystkiego wtrącić swoje trzy grosze, albo inaczej: zaprezentować swój punkt widzenia. Zwał jak zwał.
(Tak, wiem, folia ochronna na wyświetlaczu wygląda fatalnie, ale póki co pozostanie, bo swoją rolę nadal spełnia)
Do tej pory moim rejestratorem trasy był telefon z androidem. Konkretnie to prywatna Sony Xperia Sola (MT27i), do której na krótkich trasach nie mogłem mieć żadnych zastrzeżeń. Doskonale współpracowała ona z aplikacją Navime (którą nawiasem mówiąc, polecam jako sprawnie działający i dokładny tracker wszystkim cyklistom i biegaczom), nigdy nie będąc przyczyną pogorszonej pracy telefonu. Jakkolwiek jednak, takie rozwiązanie ma swoje wady - odbiorniki GPS w telefonach dokładnością nie powalają, stąd też zarejestrowana trasa często zawierała błędy pozycji, a co za tym idzie - trudne do zaakceptowania przekłamania w pokonanym dystansie, czasie jazdy i średniej prędkości. Najgorzej jednak było na długich trasach - GPS w niepokojącym tempie pożerał zasoby energii baterii telefonu, co naprawdę potrafiło uprzykrzyć życie i skutecznie zepsuć radość z jazdy - a przecież mógłbym aplikację wyłączyć i cieszyć się pokonywanymi kilometrami. Pewnie, przecież sama jazda mnie cieszy, ale podgląd zapisanej trasy tak, by móc do niej w przyszłości wrócić, też jest dla mnie ważny. Holux eliminuje wszystkie niedogodności związane z używaniem telefonu jako rejestratora trasy - jako urządzenie zbudowane niemal wyłącznie do tego celu ma dobrze przemyślany interfejs, którego obsługa nie nastręczy nikomu żadnych problemów (menu jest w języku polskim). Wytrzymała bateria to największa zaleta. Niska waga i kompaktowe rozmiary pozwalają na stabilny montaż urządzenia na mostku (zdjęcie powyżej) bez obawy o to, że przypadkowa wywrotka urządzenie uszkodzi, a także pozwalając na wygodną jego obsługę. Szybko sobie radzi ze znalezieniem pozycji (dosłownie kilkanaście sekund od uruchomienia wystarcza do tego) i pozwala w biegu odczytywać wszystkie najważniejsze parametry jazdy - ja osobiście upodobałem sobie ekran ze wskazaniem obecnej wysokości, z dynamicznym wykazem jej różnicy względem punktu startu. Nieoceniony jest także przycisk pauzy/wznowienia rejestracji, a także przycisk uaktywniający podświetlenie wyświetlacza. Czy warto zainwestować w coś takiego? Jeśli nie jesteś niedzielnym rowerzystą i bardzo lubisz odkrywać nowe ścieżki, a później do nich wracać spędzając przy tym niemało czasu na siodle - zdecydowanie warto. W każdym innym przypadku smartfon + aplikacja rejestrująca, sprawę załatwią w sposób w pełni satysfakcjonujący.
Quo vadis, kalorr?
Powiadają, że mężczyzna powinien w swoim życiu posadzić drzewo, wybudować dom i spłodzić syna (kolejność dowolna, byle drzewa nie posadzić na miejscu, w którym ma później stanąć dom). Powiadają także (a może tylko ja tak powiadam) że mężczyzna, który nie potrafi poradzić sobie z rowerem, będącym naprawdę nieskomplikowanym pojazdem w budowie, przebudowie i serwisowaniu, jest zniewieściałą pi*dą. Albo inaczej: ten, który nawet nie próbuje roweru sam sobie ogarnąć, rzeczoną pi*dą właśnie jest. Podobnie rzecz tyczy się wymiany żarówek, naprawy cieknącego kranu, czy zdolności wykonania podstawowych czynności obsługowych przy aucie, bądź drobnych usprawnień i remontów w domu. To jest właśnie podstawa męskiego DNA (nie mylić z "dnem", złośliwcy :P) i myślę, że ogół rodzaju męskiego (nie mylić z "rurkowo-chłopięcym") się ze mną zgodzi w tej kwestii. Analizując wcześniejsze, mogę nieskromnie dojść do wniosku, że nie jest ze mną chyba jeszcze tak źle, skoro rower jeździ wcale nie gorzej, niż oryginał, a odczuwana satysfakcja z możliwości podziwiania efektów pracy własnych rąk dodatkowo mnie motywuje do planowania kolejnych zmian w przyszłości. Nie wiem jeszcze, jakich - przecież nie od razu Rzym zbudowano... :)
- Sprzęt Merida Matts 20V-N2
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Całą przyjemność po mojej stronie i dzięki za podlinkowanie ;). W ten sposób wiem, ze moja praca i dzielenie z wiedzą nie idzie na marne. Mam nadzieje, ze dalej bedziesz z tego zadowolony a jednoczesnie ze na tym nie poprzestaniesz ;)
bobiko - 18:27 poniedziałek, 31 marca 2014 | linkuj
Komentuj