Wtorek, 23 października 2012

Zaczęło się.

A cóż takiego się zaczęło? Ano, jesienne, wieczorne i nocne wypady na przejażdżki. Czas, w którym jazda w kurtce wywołuje wrażenie niekończącego się pobytu w saunie, a przemieszczanie się bez niej wiernie odwzorowuje warunki panujące na Syberii. Czas, w którym nie wiadomo, czy dostało się właśnie w twarz z błota, czy ze spadającego, mokrego liścia, czy też nastąpiło jedno i drugie. Czas, w którym mgła ogranicza widoczność, ale paradoksalnie dostarcza niesamowitych wrażeń wzrokowych. W te właśnie dni, jazda po wszelkiego rodzaju parkach, lasach, alejkach, odbywa się przy akompaniamencie szelestu zwiędłych liści pod oponami, które dbają też o komfort jazdy (maskując co większe dziury) jednocześnie powodując niebezpieczne sytuacje - tak, mam na myśli hamowanie na liściach. Ba, hamowanie, samo manewrowanie może skończyć się efektowną wywrotką! I znów - wywrotką na liście, które zamortyzują choć trochę upadek, ale które nie pozostaną dłużne i przykleją się do ubrań, nie omieszkując zostawić na ubraniach co nieco błota, wody i innych zanieczyszczeń.

Taka właśnie jest jesień. Pełna paradoksów, pełna sprzeczności - dlatego właśnie uwielbiam w jesienne wieczory i noce przemierzać kolejne kilometry. Bo przecież w każdej pogodzie i porze roku można znaleźć coś wyjątkowego :)


Komentarze
Dla mnie jesień jest świetna do rowerowania, bo nie przepadam za upałami :)
lukasz78
- 12:55 wtorek, 23 października 2012 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa accza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl