Wtorek, 23 kwietnia 2013
Ta aura budzi mnie.
Irracjonalne zachowanie otaczającej nas przyrody zaskakuje mnie każdego dnia, każdego miesiąca, każdego roku. Nie oszukujmy się, któż nie stwierdził, że miniony marzec był prawdziwą anomalią, w stosunku do wszystkich ubiegłych, które mogę pamiętać choćby ja, mając nieco ponad 20 lat na karku? Śnieżyce, śnieżyce, śnieżyce. Jak nie śnieżyce, to mrozy. Albo i jedno i drugie. Alarmująca statystyka, która pojawiała się w mediach o najmniejszej liczbie słonecznych dni w ciągu pierwszych trzech miesięcy trwania obecnego roku - było ich raptem dwa. Dwa! dni słoneczne, na jakieś około dziewięćdziesiąt. Nic dziwnego, że ponure nastroje ludzi skutecznie zrównały się z poziomem najniższego korytarza kopalni węgla, a gdyby tylko ów nastrój mógł przybrać widzialną postać, nie odróżniałby się niczym od przydrożnej brei złożonej ze śniegu, piasku i wszechobecnego brudu okresu przejściowego między zimą a wiosną. Mój osobisty schemat dnia, podobnie, jak schemat dnia wielu ludzi, w skrócie odnosił się do znanego z internetowych obrazków schematu dnia, jak zwykłem to roboczo określać, Pesymisty Naczelnego: 1. get up, 2. survive, 3. go back to bed. Natura nie była w stanie tchnąć w nas ni krzty optymizmu w obliczu zasypanych śniegiem dróg i podjazdów, których odśnieżanie podczas tnącego mrozu skutecznie zabijało w nas resztki optymizmu, podobnie, jak my zabijaliśmy wszelkie przejawy szronu i lodu z szyb samochodów, które zdawały się wykazywać niechęć podobną do naszej. Gdyby mogły mówić i decydować o swoim losie, powiedziałyby nam każdego ranka: "odwal się, ja nigdzie nie jadę". Dno i 3 metry skutego lodem mułu. I tęskne spojrzenie w górę, jakby to miało coś w pogodzie i w naszym losie zmienić. Ja wiem, są problemy duuużo gorsze, niż kiepski nastrój z rana wynikający ze złej pogody, ale jak już takowy się udzieli, trudno nam nie myśleć o naszym losie w kategoriach niewolnictwa: związani zobowiązaniami wobec pracodawcy na mus odrywamy się od naszych łóżek, wychodzimy na przeklęty mróz, rytualnie szykujemy samochody i stawiamy się w pracy. Później rytuał oczyszczania samochodu się powtarza, wracamy do domu i nie widzimy sensu w wychodzeniu z niego, bo zimno/pada śnieg/chlapa i mróz na drogach skutecznie zabijają przyjemność obcowania z naturą. Ale po nocy przychodzi dzień i tak oto nastała - upragniona wiosna, a wraz z nią osuszenie otoczenia, wzrost temperatur, SŁOŃCE!, powrót przyrody do życia.
Optymizm powrócił, chęć do życia i wyrwania się z domu, by pokonywać kolejne kilometry i na nowo odkrywać uroki okolic rowerem również. Wszystko pełną parą, wszystko nagle i tak dynamicznie, że ciężko za tym nadążyć.
Sezon się rozpoczął na dobre. Niby co się może zmienić względem ubiegłego roku? Rowery wyglądają tak samo, jeździ się nimi w ten sam sposób, po tych samych... a w zasadzie po gorszych drogach (wiadomo, zima, asfalt zniknął razem ze śniegiem) - ale parę smaczków się znajdzie. Umarł mój dotychczasowy licznik, więc zamieniłem go na nowszy model - Sigma BC 8.12. Nie zawiodłem się - konstrukcja sprawia wrażenie naprawdę solidnej, obsługa jest intuicyjna i każdy w tym sprzęcie od razu się odnajdzie. Sprzęt amatorski, opisy znajdziecie bez problemu w odmętach internetu, więc nie będę się nad nim specjalnie rozwodził.
Kolejna nowość, z której korzystam przy okazji zarówno planowanych wyjazdów, jak i spontanicznych eskapad, jest fakt wymiany telefonu. Spieszę z wytłumaczeniem: obecnie panuje moda na używanie tzw. trackerów, czyli aplikacji, które działając w telefonie z systemem operacyjnym, odbiornikiem GPS i włączonym przesyłem danych ładnie "nagrywa" dla nas na mapie przebieg trasy, którą przebywamy w czasie rzeczywistym. Sprzęt to jedno (teraz już byle smartfon z GPS wystarczy), aplikacja to drugie. Endomondo - zapewne wielu z Was choćby słyszało o czymś takim. Jak dla mnie? Zdecydowanie przereklamowane, notowane są powszechnie problemy z precyzją działania i stabilnością, nie zachęca również fakt, że aby wycisnąć z tego programu coś więcej, trzeba za niego zapłacić. Tak popularnym czyni go jedynie dostępność i fakt, że posiada on największe grono użytkowników. Ja natomiast zdecydowałem się na Navime GPS Tracker, w pełni darmowy, bardzo funkcjonalny, stale rozwijany, polskiej produkcji program, który spełnia swoje zadanie znakomicie (fakt, błędy w pomiarach są, ale to zdecydowanie problem natury technicznej, związany z precyzją działania odbiornika GPS w telefonie, aniżeli aplikacji). Jest on zintegrowany z portalem navime.pl, na który można przesyłać swoje osiągnięcia, tam je kolekcjonować, zarządzać nimi i sczytywać wszelkie interesujące nas dane, dotyczące naszych treningów i przejazdów. Świetna sprawa i bardzo ładnie obrazuje nam, ile tak naprawdę jeździmy i gdzie lubimy się poruszać ;)
Kolejna kwestia - niedawny zakup aparatu fotograficznego, który nareszcie pozwoli mi rejestrować chwile spędzone na wyjazdach w sposób, który nie przyprawi mnie o siwe włosy na głowie. Oooo tak, czekam na urlop, bądź dłuższy weekend - wykorzystam wszelkie te możliwości w pełni ku swojej niepohamowanej, bardzo samolubnej i nieskrywanej satysfakcji :)
Tyle słowem wstępu. Ktoś by pomyślał: po jaką cholerę tyle pisać? A ja odpowiem: pisać lubię, ale martwi mnie troszeczkę poziom tworzonych przeze mnie tekstów, szczególnie od ostatniego roku. Praca, tak, praca, mimo, że nie jest monotonna, dyktuje nam monotonne tempo życia i zabija w nas poczucie estetyki, abstrakcyjne myślenie, inwencję twórczą. Nie chcę się temu poddawać, nie chcę! Dlatego raz po raz coś tutaj napiszę. Choćby po to, by trenować swój umysł; choćby po to, by nie stał się on jednym z wielu umysłów-narzędzi, które są stworzone do bezmyślnego wykonywania poleceń dnia codziennego; po to, bym mógł się cieszyć wolnością umysłu, swobodnym myśleniem i tym samym na tyle swobodnym życiem, na ile jestem w stanie sobie je wykreować. Nieważne, czy to przemierzając przestrzeń rowerem, czy myśląc w jakikolwiek sposób o czymkolwiek. Trzymajcie się! To tyle na teraz, tymczasem życzę Wam wszystkim sprzyjającej aury, braku kłopotów na drogach i samych przyjemnych wypadów poza utarte ścieżki i schematy - oczywiście rowerem ;)
Mała galeria z ostatnich wypadów - test nowego aparatu :)
Czerniejewo:
Lipówka:
Pobliskie miejscowości:
Optymizm powrócił, chęć do życia i wyrwania się z domu, by pokonywać kolejne kilometry i na nowo odkrywać uroki okolic rowerem również. Wszystko pełną parą, wszystko nagle i tak dynamicznie, że ciężko za tym nadążyć.
Sezon się rozpoczął na dobre. Niby co się może zmienić względem ubiegłego roku? Rowery wyglądają tak samo, jeździ się nimi w ten sam sposób, po tych samych... a w zasadzie po gorszych drogach (wiadomo, zima, asfalt zniknął razem ze śniegiem) - ale parę smaczków się znajdzie. Umarł mój dotychczasowy licznik, więc zamieniłem go na nowszy model - Sigma BC 8.12. Nie zawiodłem się - konstrukcja sprawia wrażenie naprawdę solidnej, obsługa jest intuicyjna i każdy w tym sprzęcie od razu się odnajdzie. Sprzęt amatorski, opisy znajdziecie bez problemu w odmętach internetu, więc nie będę się nad nim specjalnie rozwodził.
Kolejna nowość, z której korzystam przy okazji zarówno planowanych wyjazdów, jak i spontanicznych eskapad, jest fakt wymiany telefonu. Spieszę z wytłumaczeniem: obecnie panuje moda na używanie tzw. trackerów, czyli aplikacji, które działając w telefonie z systemem operacyjnym, odbiornikiem GPS i włączonym przesyłem danych ładnie "nagrywa" dla nas na mapie przebieg trasy, którą przebywamy w czasie rzeczywistym. Sprzęt to jedno (teraz już byle smartfon z GPS wystarczy), aplikacja to drugie. Endomondo - zapewne wielu z Was choćby słyszało o czymś takim. Jak dla mnie? Zdecydowanie przereklamowane, notowane są powszechnie problemy z precyzją działania i stabilnością, nie zachęca również fakt, że aby wycisnąć z tego programu coś więcej, trzeba za niego zapłacić. Tak popularnym czyni go jedynie dostępność i fakt, że posiada on największe grono użytkowników. Ja natomiast zdecydowałem się na Navime GPS Tracker, w pełni darmowy, bardzo funkcjonalny, stale rozwijany, polskiej produkcji program, który spełnia swoje zadanie znakomicie (fakt, błędy w pomiarach są, ale to zdecydowanie problem natury technicznej, związany z precyzją działania odbiornika GPS w telefonie, aniżeli aplikacji). Jest on zintegrowany z portalem navime.pl, na który można przesyłać swoje osiągnięcia, tam je kolekcjonować, zarządzać nimi i sczytywać wszelkie interesujące nas dane, dotyczące naszych treningów i przejazdów. Świetna sprawa i bardzo ładnie obrazuje nam, ile tak naprawdę jeździmy i gdzie lubimy się poruszać ;)
Kolejna kwestia - niedawny zakup aparatu fotograficznego, który nareszcie pozwoli mi rejestrować chwile spędzone na wyjazdach w sposób, który nie przyprawi mnie o siwe włosy na głowie. Oooo tak, czekam na urlop, bądź dłuższy weekend - wykorzystam wszelkie te możliwości w pełni ku swojej niepohamowanej, bardzo samolubnej i nieskrywanej satysfakcji :)
Tyle słowem wstępu. Ktoś by pomyślał: po jaką cholerę tyle pisać? A ja odpowiem: pisać lubię, ale martwi mnie troszeczkę poziom tworzonych przeze mnie tekstów, szczególnie od ostatniego roku. Praca, tak, praca, mimo, że nie jest monotonna, dyktuje nam monotonne tempo życia i zabija w nas poczucie estetyki, abstrakcyjne myślenie, inwencję twórczą. Nie chcę się temu poddawać, nie chcę! Dlatego raz po raz coś tutaj napiszę. Choćby po to, by trenować swój umysł; choćby po to, by nie stał się on jednym z wielu umysłów-narzędzi, które są stworzone do bezmyślnego wykonywania poleceń dnia codziennego; po to, bym mógł się cieszyć wolnością umysłu, swobodnym myśleniem i tym samym na tyle swobodnym życiem, na ile jestem w stanie sobie je wykreować. Nieważne, czy to przemierzając przestrzeń rowerem, czy myśląc w jakikolwiek sposób o czymkolwiek. Trzymajcie się! To tyle na teraz, tymczasem życzę Wam wszystkim sprzyjającej aury, braku kłopotów na drogach i samych przyjemnych wypadów poza utarte ścieżki i schematy - oczywiście rowerem ;)
Mała galeria z ostatnich wypadów - test nowego aparatu :)
Czerniejewo:
Lipówka:
Pobliskie miejscowości:
- Sprzęt Merida Matts 20V-N2
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj