Niedziela, 19 maja 2013
Miast w trasie, dłubanina radosna.
Już od jakiegoś miesiąca łaziło za mną to coś. Nie dawało spokoju, ale nareszcie - udało się.
Tak, tej niedzieli nareszcie zalałem amortyzator olejem.
W czym rzecz? Ano w tym, że mój rower to średnia półka, a w takowej ciężko o dobry amortyzator - te istnieją w zasadzie wyłącznie w specyfikacji pod takową nazwą. RST Gila 100 ML - bo takowy posiadam w Meridzie - ciężko było dotąd nazwać amortyzatorem. Jest to najprostszy model, jakich wiele także u konkurencji - w jednej goleni posiadający tłumik olejowy z blokadą skoku, w drugiej sprężynę z regulacją twardości tłumienia. Wszystko jest zawsze pięknie w przypadku takich modeli, ale tylko do czasu - po przejechaniu paruset kilometrów zaczynają one działać coraz bardziej opornie, z racji tego, że smarowane są biernie poprzez fabrycznie nałożony w środku smar, który z czasem się rozkłada po swojemu na elementach wewnętrznych, miesza się z piachem i kurzem i skutek jest jaki jest - amortyzator przestaje gładko pracować. Istnieje jednak rozwiązanie tego problemu, które pozbawi Was problemu inwestycji w nowy amortyzator jakiegoś tysiąca złotych za jedynie ułamek tej ceny. Trzeba przy tym się jednak trochę napracować, wszak coś za coś :) Ale efekt jest znakomity.
Należy zacząć od tego, że jeśli amortyzator ma już swój przebieg (powiedzmy te 1000 km) i jeździł często po zapylonym terenie, trzeba go wyjąć z roweru i rozłożyć na części pierwsze, następnie zakasać rękawy, wziąć benzynę ekstrakcyjną i szmatkę w dłoń i czyścić - czyścić, aż zniknie wszelki smar i brud. Później całość należy złożyć do kupy, pamiętając o uszczelnieniu dolnych mocowań goleni taśmą teflonową (dwie śruby, po jednej przy każdym goleniu w dolnej części amortyzatora) i można go zalewać. Czym zalewać? W żadnym wypadku olejem silnikowym - ten ma zwykle za dużą gęstość i tendencję do pienienia się. Są specjalne oleje do tego celu. Całość operacji wykonałem na podstawie lektury tego tematu i muszę przyznać, że efekt jest zdumiewający! Teraz w każdej z koleni amortyzatora znajduje się po około 60 ml oleju, który na bieżąco, dynamicznie dociera do wszystkich jego ruchomych elementów i praca jest wzorowo gładka, a wybieranie nierówności nieporównywalnie efektywniejsze. Całość kosztów? 50zł za butelkę oleju + jakieś 2h pracy dla totalnego amatora z właściwymi narzędziami.
Ten właśnie olej zakupiłem:
Jak wspomniałem - jedyny koszt operacji to właśnie jego zakup. Kawałka taśmy teflonowej nie liczę, bo to pomijalne groszaki.
Zatem - czy opłaca się zalewać tanie konstrukcje? Ależ owszem, opłaca się i każdemu względnie zdolnemu majsterkowiczowi to polecam - efekt jest zdumiewający! Trzeba jednak pamiętać, by taki serwis robić nie rzadziej niż raz na rok. Butelka oleju liczy sobie 1 litr substancji, więc starczy na parę ładnych sezonów :)
To tyle na dziś. Bezjezdnie, ale twórczo. Pozdrawiam :)
Tak, tej niedzieli nareszcie zalałem amortyzator olejem.
W czym rzecz? Ano w tym, że mój rower to średnia półka, a w takowej ciężko o dobry amortyzator - te istnieją w zasadzie wyłącznie w specyfikacji pod takową nazwą. RST Gila 100 ML - bo takowy posiadam w Meridzie - ciężko było dotąd nazwać amortyzatorem. Jest to najprostszy model, jakich wiele także u konkurencji - w jednej goleni posiadający tłumik olejowy z blokadą skoku, w drugiej sprężynę z regulacją twardości tłumienia. Wszystko jest zawsze pięknie w przypadku takich modeli, ale tylko do czasu - po przejechaniu paruset kilometrów zaczynają one działać coraz bardziej opornie, z racji tego, że smarowane są biernie poprzez fabrycznie nałożony w środku smar, który z czasem się rozkłada po swojemu na elementach wewnętrznych, miesza się z piachem i kurzem i skutek jest jaki jest - amortyzator przestaje gładko pracować. Istnieje jednak rozwiązanie tego problemu, które pozbawi Was problemu inwestycji w nowy amortyzator jakiegoś tysiąca złotych za jedynie ułamek tej ceny. Trzeba przy tym się jednak trochę napracować, wszak coś za coś :) Ale efekt jest znakomity.
Należy zacząć od tego, że jeśli amortyzator ma już swój przebieg (powiedzmy te 1000 km) i jeździł często po zapylonym terenie, trzeba go wyjąć z roweru i rozłożyć na części pierwsze, następnie zakasać rękawy, wziąć benzynę ekstrakcyjną i szmatkę w dłoń i czyścić - czyścić, aż zniknie wszelki smar i brud. Później całość należy złożyć do kupy, pamiętając o uszczelnieniu dolnych mocowań goleni taśmą teflonową (dwie śruby, po jednej przy każdym goleniu w dolnej części amortyzatora) i można go zalewać. Czym zalewać? W żadnym wypadku olejem silnikowym - ten ma zwykle za dużą gęstość i tendencję do pienienia się. Są specjalne oleje do tego celu. Całość operacji wykonałem na podstawie lektury tego tematu i muszę przyznać, że efekt jest zdumiewający! Teraz w każdej z koleni amortyzatora znajduje się po około 60 ml oleju, który na bieżąco, dynamicznie dociera do wszystkich jego ruchomych elementów i praca jest wzorowo gładka, a wybieranie nierówności nieporównywalnie efektywniejsze. Całość kosztów? 50zł za butelkę oleju + jakieś 2h pracy dla totalnego amatora z właściwymi narzędziami.
Ten właśnie olej zakupiłem:
Jak wspomniałem - jedyny koszt operacji to właśnie jego zakup. Kawałka taśmy teflonowej nie liczę, bo to pomijalne groszaki.
Zatem - czy opłaca się zalewać tanie konstrukcje? Ależ owszem, opłaca się i każdemu względnie zdolnemu majsterkowiczowi to polecam - efekt jest zdumiewający! Trzeba jednak pamiętać, by taki serwis robić nie rzadziej niż raz na rok. Butelka oleju liczy sobie 1 litr substancji, więc starczy na parę ładnych sezonów :)
To tyle na dziś. Bezjezdnie, ale twórczo. Pozdrawiam :)
- Sprzęt Merida Matts 20V-N2
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj