Niedziela, 2 czerwca 2013
Jest taki samotny dom.
Tydzień (nadal) bieżący i poprzedni to istne apogeum pod względem najgorszych dla rowerzysty czynników - braku dobrej pogody i braku czasu na relaks podczas pedałowania. Pracy było opór, pogodę mamy rodem z wysp brytyjskich, no ale udało się i dziś nareszcie się wyrwałem z domu.
Podczas ostatniego wypadu do Kosewa, jak wspomniałem w notce opisującej tamten wyjazd, w Kochowie mijałem stary, piękny, ale opuszczony i zrujnowany dom. Chciałem się mu przyjrzeć trochę bliżej, a że dopiero późnym popołudniem litościwie dorwałem trochę wolnego czasu, to stwierdziłem, że te 50 km w obie strony nadadzą się akurat do tego, by wyjechać spokojnie i wrócić do domu przed zmrokiem i by móc międzyczasie przyjrzeć się temu obiektowi, a także porobić trochę zdjęć. Wyjechałem jakoś między 16.00 a 17.00 jadąc tą samą trasą, co uprzednio. Aura była naprawdę sprzyjająca, lekki wiatr nie przeszkadzał za bardzo, drogi asfaltowe były suche, a ruch na nich naprawdę znikomy. Jechało się naprawdę przyjemnie, aczkolwiek za Wólką, mknąc szlakiem leśnym w kierunku Kornat, zmuszony byłem do pokonywania szerokich na całą drogę i długich kałuż. No ale co zrobisz, pomalutku je sforsowałem licząc na to, że nie narobią za wielkiego bałaganu, ale rzeczywistość skutecznie to zweryfikowała i poprawiła po swojemu - w jednej chwili byłem uświniony błotem pryskającym spod kół, a od tamtego momentu zgrzyty piachu na zębatkach towarzyszyły mi już do końca wyjazdu. Taki już los człowieka nieprzezornego - przezorny zabrałby ze sobą błotniki ;) Pokonałem trzy takie przeszkody i wyjechałem w Kornatach. Z Kornat w jednej chwili przemknąłem do Kochowa - jechało się naprawdę przyjemnie i bezproblemowo. Na drodze w okolicach Powidza, na tym przeklętym monolicie z płyt betonowych, mogłem dobrze odczuć, jak modyfikacja mojego amortyzatora daje sobie doskonale radę w warunkach ciągłych najazdów na poprzeczne przerwy w jezdni. Piękna sprawa. Przez moment byłem nawet z siebie dumny. :P
Oto i cel mojej wyprawy. Dom jaki jest, każdy widzi. Ale ten tutaj ma w sobie coś takiego, co lubię w architekturze. Złośliwi nazwaliby to zombie mode, mnie się jednak podobają takie opuszczone i zniszczone przez czas (i nie tylko zapewne w tym przypadku) budynki. Ten był o tyle bardziej interesujący, że w promieniu co najmniej 2 km w każdą ze stron od niego nie było żadnych innych zabudowań (no, za wyjątkiem dwóch małych budynków do niego przyległych, ale o tym za chwilę). Samotny dom, Budka Suflera się kłania :)
W jego sąsiedztwie wybudowano jeszcze dwa inne budynki - zapewne równy wiekiem powstania z nim niewielki obiekt - najwyraźniej pomieszczenie gospodarcze (reprezentuje podobny stan i styl, jak nasz dzisiejszy bohater), a także nowsza konstrukcja usadowiona na tyłach działki, wzniesiona z pustaków i będąca w najlepszym stanie technicznym. Jak się okazało, ten budynek używany był jako garaż samochodowy - wskazuje na to chociażby obecność kanału inspekcyjnego wewnątrz. W tym miejscu ostrzeżenie dla każdego, kto zechce przyjrzeć się im z bliska - w pobliżu tego najmniejszego znajduje się nieosłonięty właz do najprawdopodobniej szamba, głębokiego na dobre 5 m. Można tam wpaść i się zabić na śmierć, a przeoczyć ten otwór w potężnych zaroślach od wieków niekoszonej trawy naprawdę nietrudno, więc uważajcie! Ciągłe spoglądanie pod nogi podczas przemieszczania się jest wysoce wskazane.
Ten mały, czerwony budyneczek, ma na sobie naniesiony jakiś tajemniczy numer:
Pewnie jakiś były/niedoszły silos nuklearny. Diabli go wiedzą.
Wróćmy do budynku mieszkalnego. Tak, miałem straszną ochotę zwiedzić go w środku, wzdłuż, wszerz i na wskroś, ale odechciało mi się momentalnie, jak zobaczyłem w jednym z okien taki widok:
Kompletna ruina. Zwieńczeniem całości było dostrzeżenie spalonych elementów konstrukcyjnych dachu:
i już wiedziałem, że głupotą byłoby tam wchodzić. Niby nikt nie wywiesił na tym tabliczki 'grozi zawaleniem', ale jak żelki kocham, powinien był to zrobić.
Piękny budynek. Ma w sobie coś tajemniczego, pięknego i smutnego zarazem...
Przysiadłem na moment by napić się wody i móc spojrzeć na czekającą mnie na dniach robotę z czyszczeniem:
i już miałem się zbierać, gdy dostrzegłem, jak oszałamiający widok dało mi niebo nad Kochowem na pożegnanie.
Cóż, zawinąłem tyłek i ruszyłem w drogę powrotną, tym razem jednak zaliczając jeden krótki postój na ugaszenie pragnienia. Kolejne 'must see' odhaczone. :)
Licznik twierdzi, że pokonałem 51,84 km w czasie 1h 56m i 26s, ze średnią prędkością 26,71 km/h. Navime ma tu jak zawsze nieco inne rzeczy do powiedzenia ;)
Trasa do:
i trasa z:
Podczas ostatniego wypadu do Kosewa, jak wspomniałem w notce opisującej tamten wyjazd, w Kochowie mijałem stary, piękny, ale opuszczony i zrujnowany dom. Chciałem się mu przyjrzeć trochę bliżej, a że dopiero późnym popołudniem litościwie dorwałem trochę wolnego czasu, to stwierdziłem, że te 50 km w obie strony nadadzą się akurat do tego, by wyjechać spokojnie i wrócić do domu przed zmrokiem i by móc międzyczasie przyjrzeć się temu obiektowi, a także porobić trochę zdjęć. Wyjechałem jakoś między 16.00 a 17.00 jadąc tą samą trasą, co uprzednio. Aura była naprawdę sprzyjająca, lekki wiatr nie przeszkadzał za bardzo, drogi asfaltowe były suche, a ruch na nich naprawdę znikomy. Jechało się naprawdę przyjemnie, aczkolwiek za Wólką, mknąc szlakiem leśnym w kierunku Kornat, zmuszony byłem do pokonywania szerokich na całą drogę i długich kałuż. No ale co zrobisz, pomalutku je sforsowałem licząc na to, że nie narobią za wielkiego bałaganu, ale rzeczywistość skutecznie to zweryfikowała i poprawiła po swojemu - w jednej chwili byłem uświniony błotem pryskającym spod kół, a od tamtego momentu zgrzyty piachu na zębatkach towarzyszyły mi już do końca wyjazdu. Taki już los człowieka nieprzezornego - przezorny zabrałby ze sobą błotniki ;) Pokonałem trzy takie przeszkody i wyjechałem w Kornatach. Z Kornat w jednej chwili przemknąłem do Kochowa - jechało się naprawdę przyjemnie i bezproblemowo. Na drodze w okolicach Powidza, na tym przeklętym monolicie z płyt betonowych, mogłem dobrze odczuć, jak modyfikacja mojego amortyzatora daje sobie doskonale radę w warunkach ciągłych najazdów na poprzeczne przerwy w jezdni. Piękna sprawa. Przez moment byłem nawet z siebie dumny. :P
Oto i cel mojej wyprawy. Dom jaki jest, każdy widzi. Ale ten tutaj ma w sobie coś takiego, co lubię w architekturze. Złośliwi nazwaliby to zombie mode, mnie się jednak podobają takie opuszczone i zniszczone przez czas (i nie tylko zapewne w tym przypadku) budynki. Ten był o tyle bardziej interesujący, że w promieniu co najmniej 2 km w każdą ze stron od niego nie było żadnych innych zabudowań (no, za wyjątkiem dwóch małych budynków do niego przyległych, ale o tym za chwilę). Samotny dom, Budka Suflera się kłania :)
W jego sąsiedztwie wybudowano jeszcze dwa inne budynki - zapewne równy wiekiem powstania z nim niewielki obiekt - najwyraźniej pomieszczenie gospodarcze (reprezentuje podobny stan i styl, jak nasz dzisiejszy bohater), a także nowsza konstrukcja usadowiona na tyłach działki, wzniesiona z pustaków i będąca w najlepszym stanie technicznym. Jak się okazało, ten budynek używany był jako garaż samochodowy - wskazuje na to chociażby obecność kanału inspekcyjnego wewnątrz. W tym miejscu ostrzeżenie dla każdego, kto zechce przyjrzeć się im z bliska - w pobliżu tego najmniejszego znajduje się nieosłonięty właz do najprawdopodobniej szamba, głębokiego na dobre 5 m. Można tam wpaść i się zabić na śmierć, a przeoczyć ten otwór w potężnych zaroślach od wieków niekoszonej trawy naprawdę nietrudno, więc uważajcie! Ciągłe spoglądanie pod nogi podczas przemieszczania się jest wysoce wskazane.
Ten mały, czerwony budyneczek, ma na sobie naniesiony jakiś tajemniczy numer:
Pewnie jakiś były/niedoszły silos nuklearny. Diabli go wiedzą.
Wróćmy do budynku mieszkalnego. Tak, miałem straszną ochotę zwiedzić go w środku, wzdłuż, wszerz i na wskroś, ale odechciało mi się momentalnie, jak zobaczyłem w jednym z okien taki widok:
Kompletna ruina. Zwieńczeniem całości było dostrzeżenie spalonych elementów konstrukcyjnych dachu:
i już wiedziałem, że głupotą byłoby tam wchodzić. Niby nikt nie wywiesił na tym tabliczki 'grozi zawaleniem', ale jak żelki kocham, powinien był to zrobić.
Piękny budynek. Ma w sobie coś tajemniczego, pięknego i smutnego zarazem...
Przysiadłem na moment by napić się wody i móc spojrzeć na czekającą mnie na dniach robotę z czyszczeniem:
i już miałem się zbierać, gdy dostrzegłem, jak oszałamiający widok dało mi niebo nad Kochowem na pożegnanie.
Cóż, zawinąłem tyłek i ruszyłem w drogę powrotną, tym razem jednak zaliczając jeden krótki postój na ugaszenie pragnienia. Kolejne 'must see' odhaczone. :)
Licznik twierdzi, że pokonałem 51,84 km w czasie 1h 56m i 26s, ze średnią prędkością 26,71 km/h. Navime ma tu jak zawsze nieco inne rzeczy do powiedzenia ;)
Trasa do:
i trasa z:
- Sprzęt Merida Matts 20V-N2
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Podpytałem mamę i zapiera się, że na 100% powiesiła się tam kobieta, gdyż z młodzieńczych lat ją znała. Po szkole podobno był tam mieszkania socjalne. Potwierdziły to też moje ciotki. Jeśli chodzi o komunię syna to mogła być to moja fanaberia i połączenie innej historii i zatarcie przez lata. Jeśli znacie te miejscówkę i lokalsów podpytajcie, może dojdziemy do prawdy :)
Gość - 21:29 niedziela, 18 sierpnia 2019 | linkuj
Tak była tam szkoła moi dziadkowie ją prowadzili a jak szkołę zamknięto przenieśli się do Konina.
Gość - 10:05 czwartek, 27 czerwca 2019 | linkuj
Prawda, była tam szkoła, lecz kiedy wybudowali "lepszą" szkołę w Giewartowie, tą z Kochowa zamknęli. Mój dziadek tam chodził do 7 klasy. Potem wprowadziła się tam moja rodzina i to nie prawda, że matka się powiesiła :D Ciocia żyje do dziś ;) Zamieszkali teraz w Mieczownicy obok Kochowa. "Krzyki" mogą być stąd, że tam pod tym "garażem" jest jakby tajne wejście, które było prawdopodobnie używane do schronu podczas II wojny. Co roku przychodzi tam suczka, żeby się oszczenić, lecz nie wiem czy o to w tym chodzi :D Warto uważać, bo tam kiedyś mieszkał człowiek typu pedofila, który chodził do pobliskich domów i po prostu patrzył się w okna. Krótko po tym jak rodzina się wyprowadziła, piorun uderzył najpierw w drzewo, które kiedyś tam było, a następnie w szkołę. Mój dziadek, który blisko mieszkał razem z większością wsi pobiegli go zgasić, ponieważ to był jednak sentyment. W tej chwili budynek jest prywatny i ogrodzony, aby nie kusił turystów do zwiedzania go :D Numer jest taki: 31/1 65. Dziadek mi opowiadał, że to była data czegoś, ale zapomniałam co to dokładnie było (31 - stycznia - ''65) :/
Mieszkaniec - 17:32 poniedziałek, 18 grudnia 2017 | linkuj
Hejka!
Dzisiaj z ciekawości wpisałem w google "opuszczony dom kochowo" i proszę co znalazłem :)
Mam niezłe wspomnienia z tym domem a to za sprawą pewnej wyprawy rowerowej z 2002 roku. Przyjeżdżaliśmy tam z rodziną w kierunku domu mojej ciotki. Przy tym domu zrobiliśmy sobię przerwę, siedzieliśmy chwilę, każdy sobie chodził i zwiedzał. Pamiętam, że ciotka właśnie zwróciła uwagę na studzienkę o której napisałeś. W pewnym momencie wszyscy usłyszeliśmy przeraźliwy skwierczący "krzyk"? Nie pamiętam tego dźwięku, ale wiem, że było to mega dziwne i nieprzypominające zupełnie niczego. Wszyscy w jednej chwili się zerwaliśmy i biegiem po rowery jechać stamtąd jak najprędzej. Po dojechaniu do ciotki, która bardzo dobrze zna te rejony opowiedziała tam, że kiedyś znajdowała tu się szkoła i to miejsce ma smutną historię. Kiedyś mieszkała tu rodzina, podczas komunii dzieciaka powiesiła się matka (podobno w tej szopce). Historia podobno prawdziwa, próbowałem dociec czy to prawda ale cieżko o jakiekolwiek źródła, tym bardziej, że w pobliżu bardzo mało domostw.
Historia ta wydaje się naciągana, lecz odbiła się mocno na mojej psychice, jako dzieciak po powrocie od ciotki miałem przez kilka dni koszmary :P Do dziś jak przejeżdżam tam to mam ciarki :) Rok później przyjechaliśmy na spokojnie z rodzeństwem trochę pochodzić. Na strychu była (i zapewne dalej jest) drewniana skrzynia, lecz podłoga się zarywała i nie ryzykowaliśmy.
W 2004 roku zadzwoniła ciotka, że "nawiedzony dom się pali" :) W dom uderzył piorun, stąd ślady ognia.
Co ciekawe w albumie mam fotkę jak pozujemy przed tym domem z pamiętnej wyprawy z 2002 roku, na chwilę przed pamiętnym "krzykiem".
Niedaleko domu, jakbyś jechał w stronę Giewartowa po prawej stronie jest klimatyczny cmentarzyk, jego też polecam odwiedzić :)
Obecnie ta posesja jest zagrodzona, niestety posiadłość popada w ruinę
Pozdro! Gość - 23:33 poniedziałek, 8 sierpnia 2016 | linkuj
Dzisiaj z ciekawości wpisałem w google "opuszczony dom kochowo" i proszę co znalazłem :)
Mam niezłe wspomnienia z tym domem a to za sprawą pewnej wyprawy rowerowej z 2002 roku. Przyjeżdżaliśmy tam z rodziną w kierunku domu mojej ciotki. Przy tym domu zrobiliśmy sobię przerwę, siedzieliśmy chwilę, każdy sobie chodził i zwiedzał. Pamiętam, że ciotka właśnie zwróciła uwagę na studzienkę o której napisałeś. W pewnym momencie wszyscy usłyszeliśmy przeraźliwy skwierczący "krzyk"? Nie pamiętam tego dźwięku, ale wiem, że było to mega dziwne i nieprzypominające zupełnie niczego. Wszyscy w jednej chwili się zerwaliśmy i biegiem po rowery jechać stamtąd jak najprędzej. Po dojechaniu do ciotki, która bardzo dobrze zna te rejony opowiedziała tam, że kiedyś znajdowała tu się szkoła i to miejsce ma smutną historię. Kiedyś mieszkała tu rodzina, podczas komunii dzieciaka powiesiła się matka (podobno w tej szopce). Historia podobno prawdziwa, próbowałem dociec czy to prawda ale cieżko o jakiekolwiek źródła, tym bardziej, że w pobliżu bardzo mało domostw.
Historia ta wydaje się naciągana, lecz odbiła się mocno na mojej psychice, jako dzieciak po powrocie od ciotki miałem przez kilka dni koszmary :P Do dziś jak przejeżdżam tam to mam ciarki :) Rok później przyjechaliśmy na spokojnie z rodzeństwem trochę pochodzić. Na strychu była (i zapewne dalej jest) drewniana skrzynia, lecz podłoga się zarywała i nie ryzykowaliśmy.
W 2004 roku zadzwoniła ciotka, że "nawiedzony dom się pali" :) W dom uderzył piorun, stąd ślady ognia.
Co ciekawe w albumie mam fotkę jak pozujemy przed tym domem z pamiętnej wyprawy z 2002 roku, na chwilę przed pamiętnym "krzykiem".
Niedaleko domu, jakbyś jechał w stronę Giewartowa po prawej stronie jest klimatyczny cmentarzyk, jego też polecam odwiedzić :)
Obecnie ta posesja jest zagrodzona, niestety posiadłość popada w ruinę
Pozdro! Gość - 23:33 poniedziałek, 8 sierpnia 2016 | linkuj
Przejeżdżałem tam ... Ciekawe jaka jest historia tego domu ...
adaś - 20:06 poniedziałek, 11 sierpnia 2014 | linkuj
Komentuj